fot. dzięki uprzejmości artystki

Joanna Rajkowska
Dotleniacz

Warszawa, lipiec-listopad 2007
instalacja

Latem 2007 roku na placu Grzybowskim w Warszawie pojawił się, otoczony zielenią i wzbogacony tlenem, staw o powierzchni około 140 m2 i głęboki na metr. Specjalne maszyny nie tylko ozonowały powietrze, lecz także wytwarzały delikatną mgiełkę. 

W miejscu Dotleniacza znajdował się wcześniej parking, postój taksówek i ubikacja dla psów. Sam plac Grzybowski położony jest w centrum miasta, między kościołem Wszystkich Świętych (w którym można było kupić antysemickie publikacje), a tym, co ocalało z dzielnicy żydowskiej. Odnosiło się wrażenie jakby był umiejscowiony „na uboczu”. Do czasu pojawienia się instalacji nic się na nim nie działo. Raz do roku ożywał podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera, przypominając przedwojenną, pełną życia, handlową żydowską ulicę ze straganami i sklepikami. W ciągu roku był jednak pustą, martwą strefą miasta. Dla mieszkańców sąsiadującego Osiedla za Żelazną Bramą stanowił przedłużenie szarej, nieprzychylnej przestrzeni blokowisk. Przemykali po nim biznesmeni z pobliskich biur, a także imigranci, głównie z Wietnamu i z Ukrainy, czy wracający z pracy warszawiacy. Plac, z założenia przecież miejsce spotkań, sam w sobie stanowił jednak przestrzeń niczyją, w dodatku niesprzyjającą spotkaniom. 

W centrum metropolii, w tej zaniedbanej, naznaczonej historycznymi, kulturowymi i społecznymi kontekstami przestrzeni, Joanna Rajkowska stworzyła oazę. Nad stawem odpoczywały osoby w różnym wieku pragnące zażyć miejskiego relaksu. Artystka swoim działaniem chciała choć symbolicznie oczyścić atmosferę i stworzyć iluzję raju, w którym oddycha się czystym powietrzem i, przede wszystkim, wspólnie spędza czas. W tym przypadku intuicja artystyczna umożliwiła współistnienie ważnej i elementarnej dla przestrzeni publicznej sytuacji społecznej. Ludzie zbierając się wokół stawu z wodą, budowali relacje – nawet jeśli nie ze sobą nawzajem, to z tą konkretną przestrzenią. W sensie stricte antropologicznym przestrzeń ta stała się integralną częścią tożsamości społecznej, co pozwoliło wykreować ją jako właściwe miejsce dla prawdziwych interakcji.

Joanna Rajkowska, Dotleniacz, fot. dzięki uprzejmości artystki

Instalacja, tak samo zresztą jak Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich, zyskała zarówno swoich zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników. Mimo że według pierwotnych założeń instalacja miała trwać tylko 2 miesiące, Dotleniacz został na placu Grzybowskim do listopada, po czym rozpoczął się jego demontaż. Część mieszkańców zaczęła zbierać podpisy, aby instalacja pozostała na placu na stałe. Powrót oczka wodnego obiecała m.in. Renata Kaznowska, ówczesna dyrektorka Zarządu Terenów Publicznych, a także Wojciech Bartelski, były burmistrz dzielnicy Śródmieście. 

Inne stanowisko w sprawie miał Tomasz Gamdzyk, wówczas naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej w stołecznym ratuszu. Odsyłał mieszkańców do parku Mirowskiego, Świętokrzyskiego i Ogrodu Saskiego, zaznaczając: „Mieszkańcy nie mogą, ot tak, przychodzić sobie na pl. Grzybowski i go zawłaszczać. To plac ogólnomiejski należący do wszystkich warszawiaków, a nie tylko jakiejś grupy. (…). To, co tam zrobiono w ubiegłym roku, było kuriozalne: trawka, staw, pływające kaczuszki. Jak na wsi, a to przecież centrum miasta"1. Bez wątpienia debata ta uwypukliła znaczenie samego projektu, wciąż jednak różnie pojmowane definicje przestrzeni publicznych w rozwoju miasta pozostają odległe.

W 2009 roku konkurs na modernizację placu Grzybowskiego wygrała pracownia Pleneria, pokonując m.in. Dotleniacz. Autorka Joanna Rajkowska, Kaja Pawełek, kurator projektu oraz Maciek Walczyna, architekt Dotleniacza, odcięli się od tego przedsięwzięcia, jako że zwycięski projekt swoim założeniem wodnym daleko odbiegał od pierwotnej formy instalacji Rajkowskiej.

Mimo, że plac Grzybowski został z czasem zrewitalizowany bez kontynuacji Dotleniacza, warto postrzegać tę instalację jako antycypację zmian w myśleniu o roli przestrzeni publicznej, a przy okazji zadać też sobie pytanie, jak działania artystyczne, często precyzyjnie diagnozujące, a nawet wytwarzające potrzeby danej przestrzeni, mogą spotykać się z dalszą miejską kreacją podyktowaną przez racjonalizm projektowy bardziej stałych, urbanistycznych struktur. W tym sensie Dotleniacz stał się nie tylko najważniejszą diagnozą tych procesów, ale i zwrócił uwagę na prawdziwą esencję miejskości, obecną w naturalnym pragnieniu człowieka – powrotu do natury.

Joanna Rajkowska, Dotleniacz, fot. dzięki uprzejmości artystki

Projekt został realizowany przez Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, a dofinansowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Programu Operacyjnego „Znaki Czasu”. Kuratorem projektu była Kaja Pawełek. Poprzedziły go badania archeologiczne prowadzone z nakazu Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Dotleniacz wygrał „Wdechy 2007” (nagrody kulturalne stołecznej „Gazety Wyborczej” i „Gazety Co Jest Grane”) w kategorii Wydarzenie Roku. Joanna Rajkowska otrzymała także Paszport „Polityki" za rok 2007 w kategorii sztuki wizualne.

Słowo od eksperta

Pozornie prosty pomysł umieszczenia stawu i maszyny dotleniającej na placu Grzybowskim w Warszawie – miejscu naznaczonym przecinającymi się wzajemnie ideologiami, przywrócił przestrzeń na czas trwania projektu mieszkańcom, którzy spędzali tam wolny czas, a także zaangażowali się w obronę pracy i chęć zatrzymania Dotleniacza w tym kształcie. Choć praca nie przetrwała w przestrzeni Warszawy, projekt stał się zwycięską porażką – lekcją lokalnej obywatelskości i wspólnych praktyk artystów oraz powstających wtedy oddolnych ruchów miejskich.

Stanisław Ruksza

Źródła

[1] http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34889,5052538.html