Rozmowa
z Magdaleną Krzosek-Hołody
Aleksandra Litorowicz: Od początku roku w ramach IV edycji programu stypendiów badawczych dla doktorantów ogłoszonych przez Biuro Kultury m.st. Warszawy pracowałaś nad zaproponowanym przez siebie projektem badawczym Kultura dla Natury. Badanie warszawskich instytucji kultury i organizacji pozarządowych w zakresie edukacji środowiskowej. Skąd pomysł na spojrzenie na miejską przyrodę przez soczewkę kultury?
Wielu aktorów z tego sektora, zarówno instytucjonalnych, jak i pozarządowych, jest zaangażowanych w to, żeby zapoznawać mieszkańców z przyrodą i o niej edukować. Bardzo cenne jest to, że ma to wymiar sąsiedzki, bliski, lokalny. Działania, takie jak spacery, warsztaty, pogadanki, mają najczęściej charakter niezobowiązujący, można do nich dołączyć w sposób spontaniczny, i nie jest tu wymagany żaden zasób wiedzy czy umiejętności. Jeśli instytucja, którą traktujemy jako sąsiedzki teren kultury, z którą jesteśmy związani, i z której programu korzystamy, proponuje program przyrodniczy, istnieje duża szansa na to, że naturalnie włączymy się w te działania. Instytucja kultury może w ten sposób kształtować nasze przyzwyczajenia, wpływać na postrzeganie otoczenia, związywać nas z nim. Wydarzenia te zwykle nie mają ściśle zdefiniowanego odbiorcy, są otwarte, inkluzywne i bezpłatne. Biorą w nich udział grupy międzypokoleniowe, czyli osoby, które na co dzień mogą w ogóle nie mieć ze sobą kontaktu. Przy zakładaniu ogródka społecznego czy podczas warsztatów, mieszkańcy mają możliwość bezinteresownego dzielenia się swoją wiedzą z innymi. Mogą nauczyć się też dialogu i negocjowania tego, jak ma wyglądać ich przestrzeń wspólna. Przy okazji edukacji o przyrodzie dowiadują się również czegoś więcej miejscu, w którym mieszkają – zaczynają na przykład chodzić po nieużytkach, zbierać rośliny, obserwują ptaki, owady, porosty, kupują lupy, atlasy, książki. Zauważają, że w mieście są obszary przyrodniczo cenne, w których można spędzać czas w satysfakcjonujący i wartościowy sposób, a także, że trzeba je chronić. Z kolei same instytucje czy organizacje zyskują wiedzę o przyzwyczajeniach i potrzebach uczestników – w jaki sposób korzystają z przestrzeni zielonych, co jest dla nich cenne na danym terenie, co chcieliby zachować, a co zmienić, jaki jest duch tego miejsca. To dużo więcej niż typowe konsultacje społeczne, w których wybiera się ławkę, kawałek chodnika czy huśtawki na plac zabaw. Jednym z ważniejszych wniosków z badania jest więc to, że instytucje kultury mogłyby z powodzeniem pełnić nie tylko funkcje edukacyjne, ale i doradcze, konsultacyjne, jednym słowem wspomagające procesy decyzyjne w planowaniu terenów zieleni w mieście.
Zidentyfikowałaś tereny, w których instytucje kultury i organizacje pozarządowe prowadzą edukację ekologiczną, wychodząc poza swoje mury. Jakie to tereny i o jakim charakterze?
Wyróżniłam trzy typy przestrzeni: te, które są użytkowane najczęściej (duże, wielofunkcyjne, różnorodne); te, które są wykorzystywane czasami (o ograniczonym potencjale) oraz te, które są przez instytucje kultury i ngo-sy w pewien sposób odkrywane i dowartościowane (specyficzne). Najpopularniejsze są oczywiście duże, znane parki i lasy miejskie, potem obszary zieleni w pobliżu instytucji. Najciekawsza wydaje mi się jednak trzecia grupa, która obejmuje zieleń przyblokową, zdziczałe podwórka, nieużytki, tereny przykolejowe, opuszczone ogrody działkowe, działki wakatujące i inne przestrzenie, które nie są zwykle identyfikowane jako element przyrodniczej tkanki miasta albo obszar rekreacji dla mieszkańców. Tymczasem sieć kultury pokazuje, że najbliższa, codzienna przestrzeń jest bardzo ciekawa, że nie musisz nigdzie wyjeżdżać, żeby dobrze spędzić czas w swoim otoczeniu. Że zawsze jest gdzie pójść i co robić, jeśli jest tam możliwość spotkania z przyrodą.
W badaniu czytamy o wachlarzu aktywności realizowanych przez kulturę na rzecz edukacji przyrodniczej: najbardziej popularne: spacery, warsztaty, spotkania, przez wycieczki, gry terenowe, wspólne prace ogrodnicze, po zajęcia terapeutyczne. Co w tych wynikach wydaje ci się szczególnie ważne podkreślenia?
To, dlaczego ludzie przychodzą na te wydarzenia. To oczywiście pozyskanie wiedzy czy umiejętności, ale też element terapeutyczny. Respondenci podkreślali, że obcowanie z przyrodą przynosi im rodzaj odpoczynku mentalnego, jest sposobem ucieczki od życia codziennego, od miasta, poszukiwania harmonii czy wewnętrznego spokoju. I oczywiście, to ich poznawczo rozwija, ale nie w sposób „szkolny”, czyli faktograficzny, tylko przez ucieleśnienie tej wiedzy. Samo jej pozyskiwanie jest komfortowe, bo odbywa się w przyjaznej atmosferze – nikt nikogo nie ocenia i nie sprawdza, a przede wszystkim nie oczekuje wiedzy na wejściu. Nie ma czegoś takiego jak głupie pytania, i można przyznać się do niewiedzy. Respondenci podkreślali też rolę przyjemności. Są to wydarzenia, które pozwalają docenić spędzanie czasu w mieście, i zobaczyć je jako otoczenie przyjazne i wartościowe, gdy zawiera i respektuje przestrzenie oddane naturze.
Zarówno organizatorzy wydarzeń, jak i uczestnicy mówili, że bardzo ważne jest dla nich zdobywanie innego rodzaju wiedzy – doświadczonej bezpośrednio ze środowiska, z otoczenia. Bardzo wiele osób wskazywało, że w szkole nigdy nie mieli okazji z taką wiedzą się spotkać albo że działo się to na bardzo wczesnych etapach edukacji. Wiedza o przyrodzie, którą wynieśliśmy ze szkoły, jest najczęściej oderwana od doświadczenia, a przez to mniej interesująca. Robienie zielnika było chyba takim ostatnim elementem, który się pojawiał we wspomnieniach ludzi, jako szansa na dotknięcie czegoś bezpośrednio, nazwanie. Bardzo wiele osób zauważało, że wracają do nich wspomnienia z dzieciństwa, kiedy kontakt z naturą miał charakter bezinteresowny, spontaniczny. Teraz, dzięki podejmowanym dzięki sektorowi kultury aktywnościom, przypominają sobie o tym. Więc ta opowieść nie jest tylko o dziurze w edukacji, ale też o utracie łączności. Wiele wydarzeń przyrodniczych odwołuje się właśnie do doświadczeń, które ludzie mieli jako dzieci, Pozwalają one na odzyskanie utraconych sposobów przeżywania świata.
Dlaczego to bezpośrednie doświadczenie jest tak ważne?
Większość z nas postrzega przyrodę jako rodzaj tła. Wyodrębnienie jego elementów poprzez nazywanie ich, fachowe czy nawet potoczne, wyrywa z przekonania, że przyroda miejska to zawsze obecny, niezmienny element. Tymczasem okazuje się, że składa się ona z oddzielnych aktorów, którzy tworzą jakieś relacje, z których każdy ma swoje cechy charakterystyczne, i których musisz poznać, żeby zrozumieć, jak ze sobą współżyją i działają, oraz jak ty możesz z nimi współżyć. Zaczynasz się też zastanawiać nad rodzajami tych zielonych przestrzeni. Co to jest, kto zarządza tym parkiem, dlaczego to tam jest? Zaczynasz dostrzegać wcześniej niewidoczną, przyblokową zieleń. Okazuje się, że każdy skrawek zieleni ma swoją charakterystykę, musi mieć też jakiegoś zarządcę, ktoś o nim decyduje. To element budowania świadomości o funkcjonowaniu miasta jako organizmu. I dalej – że możemy mieć wpływ na to, że ktoś wytnie z ulicy drzewo, albo kosi trawę do gołej ziemi. Mieszkamy w konkretnym miejscu, gdzie konkretne osoby podejmującą dane decyzje. I jako użytkownicy przestrzeni, którzy chcą mieć obok siebie przyrodę, możemy mieć głos w tej sprawie.
Warszawa, 2023
Magdalena Krzosek-Hołody – badaczka i projektantka, związana z Uniwersytetem Warszawskim. Specjalizuje się w realizacji działań w przestrzeni publicznej oraz współpracy z instytucjami kultury. Autorka publikacji naukowych, wykładów i warsztatów. Jej badania naukowe koncentrują się wokół relacji sztuki współczesnej, ekologii i nowych trendów w projektowaniu krajobrazu. Prowadzi pracownię Mikroklimaty (https://mikroklimaty.com/).
Rozmowa powstała w ramach projektu „Aktualizacja. Warszawa i jej sztuka publiczna” realizowanego przez Fundację Puszka i współfinansowanego ze środków ms.t. Warszawy.