Rozmowa ze Sławkiem
ZBIOKIEM Czajkowskim
Magda Grabowska: Czym charakteryzuje się Twoje podejście do przestrzeni publicznej jako artysty, a czym jako kuratora?
Sławek ZBIOK Czajkowski: Zdecydowanie są to różne podejścia, bo definiują inne potrzeby i inne wektory. Jako kurator starasz się zachować balans między sztuką a architekturą. Kiedy jesteś artystą, bardzo łatwo przekroczyć tę granicę. Czasami przekraczałem ją celowo, co zresztą jest dość dyskusyjne. Większość rozmów w środowisku, które zajmuje się szeroko pojętą sztuką w przestrzeni publicznej, sprowadza się do tego, co można, a czego nie, czyli między innymi: w jaki sposób i w jaki rodzaj architektury można ingerować, a także jakie działania skutkują zaśmiecaniem przestrzeni publicznej.
Jak to zainteresowanie architekturą przejawia się w Twoich realizacjach?
Architektura interesuje mnie jako tkanka społeczna. Nie jest to zainteresowanie konkretnym obiektem „wyjętym” z przestrzeni publicznej, tylko sposobem, w jaki miasto, ze swoją architekturą i sztuką, funkcjonuje jako organizm. Jaki kontekst, znaczenie społeczne i gospodarcze ma dany budynek, który stoi obok drugiego akurat przy tej ulicy, w konkretnej dzielnicy. Twórca powinien pamiętać, jakie rzeczy może zrobić, a jakich nie. Czasami można prowokować, jednak mnie osobiście nie interesuje surowa prowokacja, raczej staram się dochodzić do istoty sztuki. Moje zainteresowanie przestrzenią publiczną jako artysty skupia się na zatrzymaniu ludzi, którzy w niej funkcjonują i z niej korzystają, i skłonienia ich do jej dostrzeżenia i przemyślenia. W ogóle wydaje mi się, że jest to kwintesencja działalności artysty w przestrzeni publicznej. A odbiorcom to absolutnie nie musi się podobać. Nawet jeśli się zdenerwują i powiedzą, że moją pracę trzeba zamalować, to przynajmniej ta reakcja staje się jakimś zapalnikiem. Być może wypchnie ich z codziennego marazmu, letargu oglądania reklam. Nawet jeśli reakcją na pracę będzie chęć jej zniszczenia. To jest perfomatywna część tego, co malujesz. Treść to już jest zupełnie inna, bardzo subiektywna sprawa.
Czy są jeszcze jakieś inne funkcje, które Twoim zdaniem powinna pełnić sztuka w przestrzeni publicznej?
Nie jestem do końca przekonany, czy sztuka powinna spełniać konkretną funkcję, bo wtedy wytraca swój impet, siłę polaryzacji ludzi i staje się po prostu dizajnem albo ilustracją. Nie lubię dekoracji, dizajnów i ilustracji, i wykorzystywania ich do nich sztuki w przestrzeni publicznej. Nasuwa się wtedy to pytanie o zaburzenie funkcji sztuki w przestrzeni publicznej.
Zbiok, fot. dzięki uprzejmości artysty
Twoje prace opierają się na przetwarzaniu i samplowaniu motywów graficznych.
Samplowanie jest podstawą obrazów, które wytwarzam. Nieważne, czy to płótno, czy kolor. Metoda czerpania z dorobku innych ludzi nie jest wcale nowa. Samplowanie jest dominującą tendencją we współczesnym malarstwie, wielu artystów używało materiału znalezionego. Sampluję, ponieważ doszedłem do wniosku, że kultura wizualna jest teraz bardzo złożona i rozbudowana i jest w niej wiele rzeczy, które można przetworzyć. To prosta referencja dla muzyki. Hip hop czy pierwsze techno, kiedy powstawały, opierały się na samplach. Czerpały z otaczającej nas kultury i przerabiały ją na własną modłę. Chyba właśnie o to chodzi. Moje samplowanie jest bardzo świadome. Buduję bazę materiałów, które mnie interesują, mają znaczenie symboliczne czy alegoryczne i z nimi pracuję – przerabiam, rozciągam, kroję, wyciągam z nich pewną wartość.
Jak postrzegasz kategorię stylu i jak to się zmieniało w Twojej twórczości?
W kontekście ulicy i graffiti kategoria stylu jest czymś, co cię charakteryzuje, odróżnia i daje przewagę nad konkurentami. Zacząłem malować na ulicy kiedy miałem 15 lat, więc prawie 20 lat temu. Wtedy wszyscy do tego dążyli. Graffiti jest sportem ekstremalnym z domieszką projektowania i typografii, jednak głównie… sportem. Konkurencja polega na tym, żeby wyróżnić się na tle innych. Trzeba to robić w inny, zaskakujący, świeższy sposób. Artyści graffiti dążą więc do stworzenia swojego unikalnego języka. Niestety ma on podstawową wadę – w pewnym momencie zaczyna ograniczać. Musisz tworzyć w ramach konkretnej kategorii wizualnej, by być po prostu rozpoznawalnym. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że mnie to nie interesuje. Teraz nie ogranicza mnie styl. Stwierdziłem, że jestem o wiele bardziej otwarty jako artysta i więcej mogę zrobić, bo nie stresuję się tym, że to będzie postrzegane jako nie moja praca. Teraz mam więcej wolności.
Zbiok, East Side Zbiok, fot. Aleksandra Litorowicz
I Twoje prace stały się bardziej malarskie.
Byłem zmęczony kategorią stylu, powielania tego samego sposobu tworzenia. Chciałem zrobić coś innego i czułem, że nie da się pogodzić tego, co robiłem wcześniej, z tym, czego chciałem spróbować. Musiałem dokonać radykalnej zmiany, więc postanowiłem, że będę malarzem realistycznym. Było to przeciwieństwo tego, co robiłem wcześniej, kiedy realizowałem bardzo graficzne, popowe prace na skraju ilustracji.
Sławek ZBIOK Czajkowski, Palace, fot. Maciej Krüger (maciejkruger.com)
Jaką rolę w Twoich pracach pełni realizm?
Doszedłem do wniosku, że malowanie fotorealistyczne jest na tyle inne od tego, co się tworzy w przestrzeni publicznej, że przyciągnie uwagę. Z jednej strony jest to malowane z pozornym wielkim pietyzmem, a z drugiej jest bardzo brzydkie. Interesuje mnie zgrzyt, który powstaje w tym zestawieniu i powinien prowokować ludzi do refleksji.
kolektyw DWA ZETA, Generalnie dramat, fot. dzięki uprzejmości artysty
Czy ten nurt malarski u Ciebie ewoluuje?
Tak. Staram się rozwijać o elementy, które wtrącam z wyobraźni, trochę psychodeliczne. To zawsze ewoluuje, bardzo szybko się nudzę pewnymi rzeczami. Staram się zawsze znaleźć jakieś wyzwanie, żeby spróbować czegoś nowego. Jak to wyjdzie, to spoko, jak nie wyjdzie, to na pewno spróbuję czegoś innego.
Zbiok, fot. dzięki uprzejmości artysty
Jak wpisujesz swoje prace w zastaną przestrzeń?
Zawsze kiedy wyjeżdżam, przygotowuję się do malowania. Staram się dowiedzieć, jakie jest miejsce, do którego jadę, jak się tam żyje. Często kiedy jeździłem za granicę, opowiadałem ludziom o tym, co mnie interesuje w ich kulturze. W Stanach namalowałem ścianę, która była oparta na Craigslist, amerykańskim odpowiedniku Gumtree – ktoś sprzedaje lustro, ktoś kanapę. Chciałem porównać to, jak ja rozumiem Amerykę, a jacy Amerykanie są naprawdę. Więc chciałem pokazać co mniej więcej o nich wiem na podstawie obrazów, które znalazłem na Craigslist. Bardzo hardkorowe, głębokie wejście w kulturę, absolutny ground zero.
Zbiok, Junk, fot. dzięki uprzejmości artysty
Byliście razem z Joanną Stembalską kuratorami festiwalu „Out Of Something”. Czy mógłbyś powiedzieć, jakim kluczem kierowaliście się w swoich działaniach i jaką tematykę podejmowaliście?
W 2008 roku odbyła się pierwsza odsłon „Out of Something” pod nazwą „Artyści zewnętrzni”. To był okres, kiedy w Polsce nikt nie miał pojęcia o muralu. Nie wiem dlaczego bardzo często w wywiadach dziennikarze używali terminu „muralia”. Chcieliśmy przedstawić polskiej widowni sztukę w przestrzeni publicznej. Szczególnie we Wrocławiu miało to bardzo silne tradycje, ponieważ sztuka w przestrzeni publicznej funkcjonowała tam od lat 60. Powstawały wtedy prace konceptualne i istniało środowisko skupione wokół grupy Luxus, które robiło szablony albo malowało murale. Stwierdziliśmy, że Wrocław jest idealnym miejscem dla takiego festiwalu. Złożyło się to w czasie z początkiem popularności street artu czy urban artu. Te pojęcia także chcieliśmy przybliżyć. Później stwierdziliśmy, że chcemy, żeby ludzie mieli świadomość przestrzeni publicznej. Jest to nasza wspólna przestrzeń, a więc każdy z nas ma prawo i możliwość, posiadania wpływu na jej wygląd. Możesz być artystą, aktywistą, czy po prostu człowiekiem, któremu coś się nie podoba, ale masz do tego prawo, bo to jest przestrzeń każdego z nas. Stąd wypływały te rozliczne projekty. Przez cztery edycje festiwalu pojawiło się około jedenastu projektów, które nawiązywały do tego, jak możemy wpłynąć na miasto, kto może mieć ten wpływ, czym jest wolność twórcza w przestrzeni publicznej i jakie są tego wszystkiego konsekwencje. Festiwal dotykał też pewnych demonów istniejących w przestrzeni wspólnej. Mówiliśmy o narzędziach gentryfikacyjnych. W ten wątek wpisywała się sztuka i murale, które są takim poważnym narzędziem tego procesu. Gdyby podsumować i skondensować, „Out Of Something” był o ciekawości przestrzeni publicznej.
Czerpiąc ze swoich doświadczeń, jak ważna jest rola kuratora, jeśli chodzi o twórczość w przestrzeni publicznej?
Kurator jest przede wszystkim odpowiedzialny za powodzenie projektu, ponieważ ma trochę większą świadomość niż artysta. Kurator jest po to, żeby doradzić, dokonać selekcji i z małych klocków zbudować logiczną i mądrą całość. To właśnie staraliśmy się robić we Wrocławiu. Jestem także artystą i moją rolę kuratora można odbierać jako narzucanie pewnej woli. Tak jak artysta zawsze stara się zwracać uwagę na to, żeby stworzyć inne rzeczy, żeby przestrzeń ubrać, zwizualizować, to może pominąć pewne aspekty, które mogą być interesujące, a o których może wiedzieć kurator potencjalnego projektu w przestrzeni publicznej.
Jak sytuujesz się na mapie polskiej sztuki?
Jestem malarzem. Maluję na rozmaitych przestrzeniach. Ostatnio częściej w studio niż na ulicy, ale też lubię to robić i pewnie niedługo do tego wrócę.
Zbiok, fot. dzięki uprzejmości artysty
Czym jest DWA ZETA?
DWA ZETA jest duetem artystycznym Karoliny Zajączkowskiej i Sławomira Czajkowskiego. Jest przestrzenią, do której wrzucamy nasze doświadczenie, czyli doświadczenie Karoliny jako fotografki i projektantki graficznej oraz moje doświadczenie jako projektanta graficznego, ale i malarza i ilustratora. Penetrujemy pola, na których na co dzień nie działalibyśmy jako Karolina i jako Sławek. Jest to przestrzeń nieeksplorowana, przez co jest ciekawsza, bo zmusza nas do myślenia o tworzeniu sztuki, ilustracji albo użytkowego graffiti. DWA ZETA jest więc duetem artystycznym, który zajmuje się kulturą wizualną w odmienny sposób niż robimy to jako solowi artyści.
kolektyw DWA ZETA, fot. dzięki uprzejmości artysty
Jakie jest kolejne pole, którym chciałbyś się zająć?
Interesują mnie obiekty, zrobiłem ich kilka w tym roku. Gdybym miał przestrzeń, w której mógłbym to robić, pracownię w Warszawie, która nie kosztowałaby mnie tyle samo co mieszkanie, to zdecydowanie interesowałoby mnie 3D.
Warszawa, 2016