Rozmowa
z Joanną Erbel
Monika Wróbel: W swojej rozprawie doktorskiej stawiasz tezę, że sztuka w przestrzeni publicznej odegrała niezwykle istotną rolę w rozwoju Warszawy początku XXI wieku, zmieniając narrację o mieście i otwierając je na zrównoważony rozwój. Odniosła sukces, ponieważ niesione przez nią wizje nowej miejskości zostały włączone do miejskich polityk i strategii. Jak dziś określiłabyś zadania dla sztuki?
Joanna Erbel: Sztuka ma wpływ na rzeczywistość wtedy, gdy oczekujemy czegoś, ale nie jesteśmy w stanie zwerbalizować swoich postulatów ani nadać im biegu. Kiedy coś jest mało namacalne, za mało obecne albo wydaje się nieprzystające do rzeczywistości. Właśnie wtedy sztuka może być sprawcza, bo nie ogląda się na to, co wolno, a czego nie wolno w debacie publicznej. Działa wedle własnej logiki i często korzysta z autonomii pola sztuki oraz z kapitału instytucji kultury. Dzieje się to zwykle w sytuacjach, gdy różne typy argumentów okazują się zbyt słabe albo standardowe działania czy procedury nie przynoszą efektu. Mam poczucie, że właśnie w takim punkcie znowu się dziś znajdujemy, chociażby w kwestii nadawania podmiotowości naturze. Podam kilka przykładów.
Pierwszy, niezwykle wymowny, to działania Cecylii Malik, która współprowadzi artystyczno-aktywistyczny kolektyw Siostry Rzeki i pokazuje, że przyroda jest naszą siostrą. W prosty, przemawiający do wyobraźni i wrażliwości sposób buduje radykalną narrację ekofeministyczną. Sztuka upraszcza i wzmacnia opowieść o emancypacji, naszej jedności z rzekami czy wzajemnej trosce. Kolektyw używa błękitu jako motywu przewodniego i zabiera na swoje akcje tablice z nazwami rzek i rzeczek – są wśród nich Białka, Biebrza, Glinna, Czarna Orawa, Łososina i inne. Mocne komunikaty i atrakcyjne obrazy sprawiają, że ten przekaz trafia do głównego nurtu.
Praktykami z pola sztuki wspieramy się również w centrum technologii spółdzielczych CoopTech Hub. Założyliśmy niedawno spółdzielczą farmę miejską, która dzierżawi grunty od miasta. W ramach naszych działań przeprowadziliśmy wspomagany przez sztukę proces intelektualny, który poprzedził wprowadzenie do statutu spółdzielni osoby przyrodniczej traktowanej jako pełnoprawna członkini. To grunt, który na wstępnym etapie nazwaliśmy Adamah – ziemia, która zrodziła Adama. Traktowaliśmy ją jako holobiont: złożony ekosystem aktorów: mikrobów, roślin i ludzi. Ma ona swoją reprezentantkę w radzie nadzorczej, ustanowiliśmy też jej pełnomocniczkę i określiliśmy trzy sposoby komunikacji: tradycyjne metody szamańskie przy użyciu rytuałów, działania z obszaru nauk przyrodniczych angażujące wiedzę o bioróżnorodności ekosystemów, a docelowo także wprzęgnięcie sztucznej inteligencji – jesteśmy bowiem przekonani, że w przyszłości umożliwi ona bezpośrednią komunikację z gruntem.
M.W.: O rytuałach i szamanizmie piszesz też w rozprawie doktorskiej, przywołując postać Pawła Althamera.
Uważam, że projekty artystyczne są skuteczną formą wychylania się w przyszłość. Paweł Althamer jako artysta przypomina nam, że rytuały mogą mieć charakter inicjacyjny i mogą powoływać do życia nowe światy. Zapominamy o tym, skupiając się na rytuałach rozumianych jako codzienne praktyki lub czynności cyklicznie powtarzane podczas świąt. Takim działaniem o charakterze inicjacyjnym był projekt Bródno 2000. To przykład rozbudzenia lokalnej tożsamości i poczucia wspólnoty poprzez wykorzystanie metafory zapalania światła i wspólnego jedzenia. Rytuały są angażujące, pozwalają własnym ciałem doświadczyć czegoś nowego. W ogóle praca z ciałem jest bardzo cenna, jako że jest ono podatne również na przekaz niewerbalny.
Aleksandra Litorowicz: Potencjał emancypacyjny, o którym mówisz, obecny był między innymi w sztuce publicznej lat 60. i 70. Czy dziś ponownie pracujemy z tymi samymi tematami?
Owszem, ponieważ rozwój nie jest liniowy, tylko odbywa się po spirali. Wracamy więc do tego, co było już przerabiane, tylko w innych kontekstach, bo po drodze coś straciliśmy. Sztuka sama sobie wybiera tematy, jest awangardą zmiany. Dodałabym jeszcze, że bierze udział w utrwalaniu wypracowanych idei, na przykład poprzez powolne osadzanie ich w naszych ciałach, które zyskują dzięki temu nowe doświadczenia. Działo się tak w Warszawie w pierwszej dekadzie XXI wieku w kontekście przestrzeni publicznych – sztuka bardzo skutecznie proponowała nam nową wizję miejskości i miejskiego doświadczenia, które potem zadomowiło się w dokumentach i strategiach, a następnie rozwiązania te zaczęły być po prostu wdrażane. Projektem, który powstał w tamtym czasie i nadal jest obecny, jest palma na rondzie de Gaulle’a, czyli Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich Joanny Rajkowskiej.
M.W.: Utrwalanie już wypracowanych idei często skutkuje jednak tym, że w wielu projektach artystycznych lub aktywistycznych zaczynamy zajmować się podobnymi, najbardziej nośnymi tematami. Jak postrzegasz taką reprodukcję? Czy to odpowiedź na określone zapotrzebowanie? Czy dochodzi w takim wypadku do instrumentalizacji sztuki?
Szczerze mówiąc, nie widzę w tym problemu, bo takie nieszczere projekty są szybko weryfikowane i po prostu uznawane za niewypały. Bardziej niż intencje twórców czy inicjatorów interesuje mnie prawdziwy wpływ działań na rzeczywistość. Oczywiście nieudane projekty można uznać za marnowanie publicznych pieniędzy, ale powinniśmy mieć świadomość, że nie wszystkie projekty czy działania mogą odnieść oczekiwany skutek. Taka jest natura innowacji – tylko część z nich zostaje z nami na dłużej. Porażka też jest cenną lekcją, która mówi nam coś o świecie wokół.
M.W.: W tym kontekście chciałabym zapytać o Lapidarium na Ursynowie. Upamiętnienie w formie sterty gruzu z pozostałości po budowie osiedla miało być spontanicznie zasiedlane przez rośliny i zwierzęta. Projekt wzbudził duże kontrowersje wśród mieszkańców dzielnicy, wywołał medialną burzę i szybko został rozebrany. Czy to w takim razie nieudany eksperyment? Nie kojarzę żadnej innej pracy, która na wniosek lokalnej społeczności Warszawy zostałaby zdemontowana.
Burza wokół Lapidarium mnie ominęła, ale jeśli dyskusja koncentrowała się wokół estetyki tego upamiętnienia, to wydaje się bardzo ciekawe, bo diagnozuje lęki klasy średniej w czasach, kiedy trudno zapanować nad wydatkami. Domaganie się ładu oraz tego, by świat wokół był w widoczny sposób uporządkowany i sterylny, może być próbą odzyskania poczucia kontroli nad życiem. Prawem artysty i artystki jest jednak proponować własne pomysły – a lokalna społeczność ma prawo powiedzieć, że nie chce danego rozwiązania. Powraca tu kwestia tego, w czyim imieniu mówią artystka lub artysta. Lokalna społeczność zazwyczaj wyczuwa desant, czyli instrumentalne traktowanie ich przestrzeni rekreacji, regeneracji i codziennego przebywania. To po prostu wzbudza niepokój. W tym kontekście uważam, że w sprawie sztuki warto się angażować, reagować i wypowiadać – nie powinniśmy traktować pojawiających się sporów jak spektaklu, walki gladiatorów, którą tylko biernie oglądamy. Odpowiedzialność polega na wzięciu udziału w kolektywnym procesie, w którym wykuwa się nasza rzeczywistość.
Oczywiście zdarzają się nieudane projekty. Dla mnie przykładem takiego działania jest SORRY Joanny Rajkowskiej, czyli betonowa konstrukcja z kolcami z tafli szkła postawiona na betonowym dziedzińcu dość depresyjnego budynku SWPS-u. Potężna negatywna energia skierowana do osób, które same mogą potrzebować wzmocnienia.
M.W.: Ale nie zaprzeczysz, że najeżona szkłem krawędź muru oddziaływała na odbiorców. Ten wstrząs wynikający z cielesnego doznania był chyba zamierzony?
Tak, ale po co? Mało mamy wokół siebie stresorów? Dwa lata pandemii, wojna w Ukrainie, wszystkie te kryzysy – myślę, że jeśli chodzi o wprowadzanie wizyjności do przestrzeni edukacyjnych, to potrzebujemy teraz od sztuki czegoś innego. Ta rzeźba powinna stać przed budynkiem, gdzie podejmowane są decyzje dotyczące polityk migracyjnych, a nie w strefie wypoczynku na uczelni, której studenci mają się zajmować wymyślaniem przyszłości.
A.L.: Czy mogłabyś spróbować jakoś nazwać te migoczące i niedopowiedziane potrzeby?
Odpowiedź przynosi praca tej samej artystki na placu Pięciu Rogów. Jajo pojawiło się w tej zrewitalizowanej przestrzeni nie tylko po to, by ją estetycznie zmiękczyć – ono ją dopełniło. Nie mam tu jednak na myśli sensu kompozycyjnego. Wprowadziło raczej w tę przestrzeń wrażliwość i intymność wyrażaną w geście przytulania się do rzeźby i wsłuchiwania w dochodzące z niej odgłosy. Razem z drzewami i fontanną, z której piją ptaki, całość ostatecznie zagrała. Na placu pojawiły się wróble – to coś znaczy.
A.L.: Obserwujemy coraz więcej delikatnej pracy nastawionej na bycie razem. Czy wspólne spacery i szukanie ziół na łące to jeszcze pole sztuki, czy może nasze pojęcie i praktyka sztuki właśnie na naszych oczach interesująco się rozszczelniają?
Myślę, że autonomia sztuki polega na tym, że autor czy autorka mogą nazwać coś, co robią, projektem albo działaniem artystycznym. Sprawy, o których mówisz, traktuję trochę jak powrót do korzeni. Bo przecież mieliśmy kiedyś wiele ładnych rytuałów: śpiewało się razem, organizowało cyklicznie jakieś święto wokół przyrody, przy okazji żniw czy dożynek odbywały się wspólne praktyki artystyczne. Wydaje mi się to ogromnie wartościowe. W związku z tym chciałam przywołać propagowaną przez Michała Krzykawskiego koncepcję dochodu współtwórczego, czyli pewnej formy dochodu gwarantowanego przeznaczanego dla osób zajmujących się działalnością artystyczną i kulturalną. To może być zarówno wymyślanie nowych rzeczy czy proponowanie nowych narracji, jak i wszystkie inne działania, które służą reprodukowaniu kultury, czyli podtrzymywaniu naszych wspólnotowych tożsamości. Koncepcja dochodu współtwórczego głosi, że takie działania mają tak dużą wartość dla nas jako społeczności, że w związku z tym twórcom należy się domyślna pensja. Trzeba po prostu pozwolić artystkom spokojnie robić swoje rzeczy. Wtedy okaże się, że ten typ działań społecznych jest dla nas zwyczajnie niezbędny: pokaże coś nowego, coś zintegruje, zbuduje relacje społeczne. Te wszystkie różnorodne funkcje są bardzo ważne. Mam wrażenie, że jesteśmy u progu docenienia tego, co daje działalność artystyczna. Istotne stają się troska i uważność.
A.L.: Ostatnie pytanie: opowiesz o ważnych dla Ciebie obiektach albo działaniach artystycznych na Mokotowie?
Dla mnie bardzo ważna jest teraz wystawa Nowy Plac – Bio/Różnorodne Lato, którą możemy dzięki Tobie, Olu, oglądać na placu przed Nowym Teatrem. Pozwala ona lepiej poznać rośliny i zwierzęta, które tutaj mieszkają: szpeciele, wstężyka gajowego, omomiłka, mszyce i ich gatunki symbiotyczne, wronę siwą, namiotniki, pszczoły, bez czarny czy różne zioła, jak glistnik jaskółcze ziele czy bylica.
Nowy Plac. Bio/Różnorodne Lato, fot. Sisi Cecylia/Fundacja Puszka
Poza tym mamy tu wiele mniej lub bardziej nudnych murali. Ważnym mokotowskim projektem było dla mnie X-Apartments. To było trzynaście lat temu, a ja wciąż pamiętam miejsca, które wtedy odwiedziłam, jak mieszkanie na rogu Rakowieckiej i Puławskiej, skąd Chris Niedenthal zrobił słynne zdjęcie Czas apokalipsy, które stało się symbolem stanu wojennego, czy stary dom z pięknym, pełnym bluszczu ogrodem przy ulicy Goszczyńskiego.
Warszawa, 2023
Joanna Erbel – socjolożka, ekspertka do spraw mieszkaniowych i budowania miejskiej odporności. Dyrektorka ds. protopii w CoopTech Hub, pierwszym w Polsce centrum technologii spółdzielczych, które stawia sobie za cel tworzenie wspólnoty opartej na zaufaniu poprzez cyfrowy restart spółdzielczości i budowanie lokalnego ekosystemu współpracy. Członkini zarządu PLZ Spółdzielni. Przewodnicząca rady nadzorczej Spółdzielni MOST. Członkini rady Fundacji Rynku Najmu. Koordynowała prace nad przygotowaniem polityki mieszkaniowej i programu Mieszkania2030 dla m.st. Warszawy. W latach 2017–2020 odpowiadała za temat innowacji mieszkaniowych w PFR Nieruchomości. Współautorka raportów CoopTech Hub: Spółdzielcza farma miejska jako narzędzie rozwoju miejskiej strefy żywicielskiej i agroekologii oraz Spółdzielnia Równokręgi (2023); Pakiet miejskiej odporności (2022); Spółdzielcza transformacja i Spółdzielczy Plan Odbudowy (2021). Autorka książek Poza własnością. W stronę udanej polityki mieszkaniowej (2020), Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze (2022) oraz Jak Henryk zdobył władzę (2023). Współpracowniczka Fundacji A/typika działającej na rzecz rozwoju neurokultury.
Rozmowa powstała w ramach projektu „Aktualizacja. Warszawa i jej sztuka publiczna” realizowanego przez Fundację Puszka i współfinansowanego ze środków ms.t. Warszawy.